Ciągle pada... A
Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby, A fis
mokre niebo się opuszcza coraz niżej, fis D
żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie. D E
A ja?
A ja chodzę! E A
Desperacko i na przekór wszystkim moknę,
patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople,
patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie.
To nic!
Ciągle pada...
Ludzie biegną, bo się bardzo boją deszczu,
stoją w bramie, ledwie się w tej bramie mieszcząc,
ludzie skaczą przez kałuże na swej drodze.
A ja?
A ja chodzę!
Nie przejmując się ulewą ani spiesząc,
czując jak mi krople deszczu usta pieszczą,
ze złożonym parasolem idę pieszo...
O tak!
Ciągle pada...
Alejkami już strumienie wody płyną,
jakaś para się okryła peleryną,
przyglądają się jak mokną bzy w ogrodzie.
A ja?
A ja chodzę!
W strugach wody, ale z czołem podniesionym,
żadna siła mnie nie zmusza i nie goni,
idę niby zwiastun burzy z kwiatkiem w dłoni...
O tak!
Ciągle pada...
Nagle ogniem otworzyły się niebiosa,
potem zaczął deszcz ulewny siec z ukosa,
liście klonu się zatrzęsły w wielkiej trwodze.
A ja?
A ja chodzę!
I nie straszna mi wichura i ulewa,
ani piorun, który trafił obok w drzewa,
słucham wiatru, który wciąż inaczej śpiewa.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz