• Chwyty/Teksty
  • Akordy
  • Przydatne programy...
  • O mnie
  •                                    

piątek, 7 października 2011

Georges Brassens - Cena sławy

Zaszyłem się już dawno w domowym ukryciu, e E7 Fis h
Od szosy głównej w bok, zadowolony z życia, E a D G
Niechętny, by zapłacić cenę sławy mej, C F H7 e
Na laurach spoczywając, jak statek na dnie. F e Fis H
Wiadomo wszak, że zawsze znajdą się doradcy, e E7 Fis h
Co wmówią ci, że masz spowiadać się na cacy, E a D G
I by nie zatarł się po tobie żaden ślad, C F H7 e
Co pikantniejsze sprawki wywlekać na jaw. a e H e
Cóż sława - to jest proszę was, G H e D e
Zabawa lub paskudna gra.
Wynika z tego, że mam wszelki wstyd porzucić,
Choć przecież się to z mym sumieniem jednak kłóci,
Ujawnić mam, gdzie, z kim rozpustnie spędzam czas,
Pozycji ulubionych katalog mam dać.
Lecz gdybym zaczął tu wymieniać po nazwiskach,
To ileż wiernych żon dostałoby po pyskach,
A iluż bym przyjaciół stracił w jeden dzień,
Nie mówiąc już, że w noc na dwór wyjść bałbym się.

Lecz muszę wyznać, że przeraża mnie to wszystko,
Nie cierpię chorobliwie ekshibicjonistów
I wolę, by mój organ znało, wierzcie mi,
Te kilka kobiet, lekarz i już więcej nikt.
A może jednak mam jak gwiazda wam rozbłysnąć
I machnąć tu czy tam skandalik towarzyski?
Czy grzechot moich genitaliów w biały dzień
Zagłuszyć miałby czysty ministrantów śpiew?

Na przykład taki fakt: światowa pewna dama,
Do której zwykłem wpadać w wieczór albo z rana,
Raz na jedwabnej sofie zniewoliła mnie
I zaraziła czymś, czym do dziś brzydzę się.
Więc dla większego szumu, dla własnej reklamy,
Mam oto kalać święty honor damy?
Po mieście latać i rozgłaszać tam i tu,
że od markizy Y mam gnid cały wór?

Bóg świadkiem, że mnie łączy komitywa szczera
Z nie byle kim: z ozdobą paryskiego kleru,
On - katecheta, ja - poeta brzydkich słów,
On przy mnie mówi "amen", ja przy nim "o ku...!"
Lecz po cóż zaraz pisać grubymi wołami,
Żem raz zaskoczył go u kolan mej kochanki?
On cicho nucąc psalm szykował się do mszy,
Zaś ona mu w tonsurze zabijała wszy.

Tłum chciałby, łeby miast gitary w mych ramionach
Co dzień kręciła się inna gwiazda filmowa.
Do diabła, czemu to, z kim spędzam każdą noc,
Ma przynieść chwałę mi - nie rozumiem za grosz.
Cóż, pismak składa hołd bogini o stu twarzach,
A ta chce, żebym ja, ot, w formie komentarza,
Przedstawił panią X i dodał jeszcze, że
Na jej wzgórek Wenery co noc wspinam się.

A może chcecie, bym się przyznał wam z ochotą,
że tak jak wielu z was zwyczajną jestem ciotą?
I żebym chód panienki przyjął jako swój,
Bym biegał jak gazela, a nie lazł jak wół?
Lecz nie dam wam, hultaje, także tej radości,
Bo miłość grecka mi nie sprawia przyjemności,
A zresztą, nawet grosza nie wart cały kram,
Pederastyczna zbrodnia to już nie ten szpan.
Ten szybki Tour de France po plotkach dziennikarskich
Wykazał, że nie zaspokoję was, ciekawskich
I miast sensację wzbudzać, wolę ćwiczyć słuch,
Piosenki sobie śpiewać i drapać się w brzuch.
Jak ktoś chce, bym zaśpiewał, zrobię to w try miga,
Jak nie, to przecież też nie dzieje mi się krzywda.
Niechętny, by zapłacić cenę sławy mej,
Na laurach sobie spocznę jak statek na dnie

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz